Seweryn szedł ulicami zatłoczonego
miasta, głęboko zatopiony w swoich odwiecznych myślach nad ludzkimi
zachowaniami. Próbował rozgryźć mechanizm miłości, zazdrości, smutku czy
współczucia, ale zawsze kończyło się na krótkim podsumowaniu –„Ludzie to idioci”.
Mógł sobie pozwolić na takie lekceważące i niegrzeczne słowa, gdyż nie
dotyczyły one jego. Od zawsze był upadłym aniołem, a może nawet czymś więcej,
diabłem, drugim po Lucyferze. I tak samo od zawsze był zafascynowany i
rozbawiony ludzkimi uczuciami i reakcjami, ale możliwe, że wpływ na to miało
to, że on sam ich nie posiadał. Od wieków był jałowy, a jego duszę szpecił
wyłącznie czyn odwrócenia się od Boga. Tylko wtedy po raz pierwszy przejawił
jakieś uczucia, nienawiść i pragnienie władzy, a na koniec rozczarowanie.
Oczywiście, nie narzekał na obecny tryb swojego istnienia. Zawsze mógł robić co
chce i kiedy chce, choć miał tylko jedną powinność, która go ograniczała,
mianowicie, musiał zawsze zjawiać się na wezwanie Lucyfera, przecież jego
wysoka pozycja zobowiązywała do czegoś.
Lucyfer traktował go jak syna, może dlatego, że wyglądem był sporo młodszy od
niego, ale również dlatego, że mu ufał. Seweryn jako pierwszy zdobył się na odwagę dołączenia do
Lucyfera. Dlatego darzą się wzajemnym zaufaniem bo wierzą, że gdy jeden wskoczy
w ogień, drugi pójdzie za nim. Jednak Lucyfer wcale nie miał dobrej duszy,
wszystkie jego cele kończyły się na jednym, na zagładzie. Nawet Sewerynowi na każdym kroku przypomniał,
że jest lepszy od niego i potężniejszy, można powiedzieć, że Seweryn był jego
uprzywilejowanym sługą. Osobiście mu to nie przeszkadzało, uważał, że rządy
Lucyfera są jak na razie bez zarzutu, a zapewne on by samie z tym nie poradził
na jego miejscu. Więc cieszył się
przychylnością, uznaniem, a przede wszystkim wolnością. Mało który
diabeł miał możliwości swobodnego poruszania się po ziemi.
Seweryn mimo, że tego nie
potrzebował nabrał głęboko powietrza w płuca i powoli je wypuścił. Podobało mu
się na ziemi, bo tutaj zawsze coś się działo, morderstwa, gwałty, napady na
banki, było na co popatrzeć, a w piekle nie ma tylu rozrywek. Wizyty na ziemi
były dla niego takimi krótkimi wakacjami last-minute, bo zdarzały mu się tylko
kilka razy w ciągu roku i decyzje o nich podejmował zwykle w ostatniej chwili.
Usiadła na pobliskiej ławce stojącej w jakimś nieznanym mu parku, z resztą on
sam nie wiedział gdzie jest, może to była Francja, nie był pewny. Rozejrzał się
dookoła. Zewsząd otaczały do uśmiechnięte twarze ludzki, którzy właśnie
spędzali czas na wspólnej zabawie. Po jego lewej jakaś 5 osobowa rodzina
rozkładała koc piknikowy, naprzeciwko przebiegła para ludzki uprawiających
jogging, a po prawej stały dwie nastolatki przypatrujące mu się z nieukrywanym
zaciekawieniem i pożądaniem. Zaśmiał się w duchu. „Ach, ta ludzka młodzież,
tylko jedno im w głowie” pomyślał i jeszcze raz się zaśmiał tym razem na głos.
Słońce powoli zaczynało zachodzić,
ale jemu się nie śpieszyło. Był to ostatni dzień jego 4 dniowego pobytu tutaj.
Zamknął oczy próbując zapisać sobie w pamięci widok pomarańczowego, zachodzącego słońca i zapach
lata, zmieszanego z zapachem nagrzanego słońcem bruku i piachu. Uwielbiał tą
porę roku, lato, wszyscy są radośni, oczywiście z wyjątkiem jego, on może tylko
podziwiać, na tym koniec. Wstał z ławki i ruszył do swojego auta. Jak zawsze na
parkingu czekało jego żółte Lamborgini, na którego widok wszyscy oglądali się.
Z satysfakcją wsiadł do samochodu, który mimo gorącego słońca wcale się nie
nagrzał. Z uwielbieniem włożył kluczyk w stacyjkę i przekręcił go, a znajomy
pomruk silnika zadziałał na niego kojąco. Powoli wyjechał z parkingu i ruszył w
stronę miejsca gdzie umówił się z Lucyferem. Jazda jak zawsze upłynęła mu z
ogromną przyjemnością. Gdy w oddali zamajaczyło mu czerwone auto władcy
piekieł, zwolnił, aby z gracja zahamować obok niego. Oczywiście, nie musiał
zwalniać, bo i tak każdego jego ruchu pozazdrościłaby mu niejedna baletnica,
ale wolał nie zawstydzać samego Lucyfera.
Posłusznie wysiadł z samochodu i
podał rękę diabłu, który czekał na niego oparty o drzwi od strony kierowcy
swojego auta.
-Punktualnie
jak zawsze- Lucyfer uścisnął mu dłoń i poklepał po ramieniu.- Jak tam pobyt na
tym świecie, który wyszedł wprost z rąk Najwyższego?
- Pobyt, jak
najbardziej mi się udał. Dziękuję- podsumował Seweryn.
-My tutaj
gadu-gadu, a sprawy piekła i nieba czekają. Nie zechciałbyś udać się dzisiaj ze
mną na kolejne spotkanie z Gabrielem?
-Hym, czemu
nie. Nie mamy czasu do stracenia, a więc w drogę.
Seweryn wsiadł do swojego Lamborgini
i ruszył za autem Lucyfera. Musiał się tutaj z nim spotkać, aby wrócić do piekła, ponieważ tylko Lucyfer
potrafi stworzyć odpowiednią bramę, aby ich przenieść.
A co do spotkania z aniołem Gabrielem,
Seweryn był już na nim raz, może dwa. Spotkania odbywały się raz w miesiącu i
polegały głównie to przechwalaniu się, gdzie żyje się lepiej, czy w niebie czy
w piekle. Zdarzało się też, że zakładali się, będąc praktycznie całkowicie
pewni, który z nich wygra, ale nikt nie był
w stanie odebrać im tej radości. Była to jedyne takie przedsięwzięcie,
którego świadkami mogli być wszyscy obywatele piekła i nieba, było to również
jedyna legalna rozrywka w tym miejscu, mimo, że była okropnie nudna. Seweryn zgodził się tam iść jedynie dlatego,
że chciał odwdzięczyć się Lucyferowi, że pozwolił mu na wyjazd.
Kiedy przejechali przed niewidoczną
bramę, klimat momentalnie się zmienił i Seweryn był już pewny, że znajduje się z piekle.
Powietrze było suche i przesiąknięte zapachem stęchlizny i soli. Nie
przeszkadzało mu to, bo już przywykł, ale na pewno przyjemniej przebywało mu
się na świeżym powietrzu na ziemi, mimo, że łatwo można było wyczuć zapach
smogu unoszącego się nad miastem. Zauważył, że kierują się od razu w stronę
forum co oznaczało, że nie będzie miał możliwości rozpakowania się. Z pustym wzrokiem minął swój domu i pojechał
dalej za Lucyferem.
Na miejscu było już sporo
zgromadzonych, czekających na przyjazd Lucyfera i Gabriela. Ten drugi czekał
już ze znudzoną miną, oparty o frontowe drzwi.
-Witaj
Lucyferze, dobrze ci znowu widzieć.- Gabriel posłał sztuczny uśmiech w ich
stronę.- I ciebie, Sewerynie.
-Nam również
jest bardzo miło, ale może do rzeczy. Zaczynamy targi?- zaproponował Lucyfer
-Z
przyjemnością.
Gabriel odwrócił się do nich tyłem,
włożył klucz do zamka i otworzył mosiężne drzwi, wszedł przez nie pierwszy
razem z Lucyferem i Sewerynem, a z nimi podążyły setki innych obywateli. Na
środku Forum znajdowało się podwyższenie, dla osób dobijających targów lub zakładów
oraz dla ich towarzyszy. Seweryn nie miał wątpliwości, że dzisiaj zajmie to
miejsce. Naokoło w pierwszych rzędach stały drewniane krzesła przymocowane do
ziemi, gdzie zasiadali tylko ci, którzy mieli jedną z najwyższych pozycji w
piekle czy niebie. Natomiast reszta obywateli musiała przeczekać całe spotkanie
na stojąco, jednak czego się nie robi dla przyjemności. Na środku podwyższenia
stał średnich rozmiarów, okrągły stół przy którym
znajdowały się 4 krzesła. Dwa pierwsze zajął Lucyfer z Sewerynem, a te naprzeciwko
nich zajął Gabriel i Armait. Seweryn już wiedział, że nie będzie ciekawie, gdyż
Gabriel potrafi bardzo dobrze dobierać sobie pomocników, a Armait słynie z
bezgranicznej mądrości, co oznaczało, że trudno będzie ich przegadać. Wszyscy
aniołowie, jak na aniołów przystało mieli założone odświętne, białe togi i
rozłożyli skrzydła. Diabły natomiast nie musieli zadawać sobie tyle trudu.
Prawdziwego diabła można rozpoznać po rozdwojonym, wężowym języku, czerwonych
tęczówkach i przede wszystkim ogromnej obojętności. Na ziemi ludzie nie
widzieli tego, bo każdego diabła chronił odwieczny czar, lecz dla istot ponad
ludzkich każda ta cecha było widoczna. Po za tym wszystkie istoty ponadludzkie
posiadały taką samą budkowe ciała jak ludzie, różnili się tylko minimalną
różnicą w urodzie. Anioły były piękne, posiadały elfie rysy i skrzydła. Diabły
były tak samo piękne, ale ich rysy były bardziej władcze i twarde.
-Możemy
zaczynać?- spytał Gabriel.
-Proszę
bardzo.-Machnął ręką Lucyfer- Kto tym razem miał wybierać temat?
-Ty,
Lucyferze.
-Hym…Może
pomoże mi w tym mój towarzysz.- spojrzał na Seweryna- Ostatnie dni spędziłeś na
ziemi, powiedz mi nad czym myślałeś, co wzbudziło twoje zainteresowanie?
-Głównie
starałem się odpocząć, jednak moje myśli ciągle zaprzątało pytanie- Jak to jest
czuć? Mam na myśli te wszystkie emocje, zastanawiałem się jakie są ich plusy i
minusy.
-I do
jakiego wniosku doszedłeś?- Wtrącił się Armait z nieukrywanym zaciekawieniem .
-Do żadnego.
Nawet nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego.
Seweryn czuł, że wszystkie oczy zebranych
spoczywają właśnie na nim, jednak nie czuł się skrępowany. Nie przeszkadzało mu
odpowiadanie na pytania, dopóki rozmowa dotyczyła tylko jego stwierdzeń.
Uwielbiał przedstawiać swoje zdanie, bo można było łatwo wyjaśnić jego sens i zwykle
brzmiało to bardzo błyskotliwie.
-Cóż,
uważam, że wasza niemoc odczuwania emocji jest po prostu karą jaką zesłał na
was Bóg . Ja nie dziwie się, że pociąga was to co nieosiągalne. Musicie się
pogodzić, że nie wszystko można zdobyć.- stwierdził niegrzecznie Gabriel z
przekąsem w oczach.
-Ja
natomiast uważam inaczej -wtrącił się Lucyfer niezadowolony z wypowiedzi
Gabriela.- To ludzie na ziemi umyślili sobie, że anioły są dobre, miłosierne,
pomocne, a diabły jedynie kuszą do zła. A prawda jest taka, że nam nie
potrzebne są emocje, ale w każdej chwili możemy je włączyć, tylko po co ? Aby
czuć wyrzuty sumienia, żal i poniżenie. O nie, na takie coś ja się nie pisze.
-Zawsze
zastanawiała mnie jedna rzecz.- zaczął Armait wzrokiem wbitym w stół i w
zastanowieniu pocierał brodę palcem wskazującym.- Czy u was w piekle tworzą się
pary? Mam na myśli, czy diabły łączą się z diablicami za pomocą miłości?
-Oczywiście,
że tak, tyle, że raczej nie za pomocą miłości, tylko co najwyżej wspólnego
pożądanie.
-Ale, gdybyście
chcieli ,moglibyście włączyć w sobie miłość?
-Niewątpliwie.
-To ja już
mam pomysł na kolejny zakład- wstał Armait, a po chwili Lucyfer zrobił to samo,
patrząc na niego pytającym wzrokiem.
Gabriel rozkojarzonym wzrokiem
spojrzał w górę na swojego towarzysza, ale nie wstał. Jest powiedziane, że
osoby które wstają podczas przyjmowania zakładu, mechanicznie zgłaszają się do
wzięcia w nim udziały. Dlatego Seweryn i Gabriel nadal siedzieli na swoich
miejscach, dopióki nie poznają pomył Armait’ego.
-Sewerynie,
wstań- rozkazał Armati, nie patrząc na niego.
-Ale…
-Wstać!!-krzyknął
Lucyfer
Seweryn podniósł się pośpiesznie,
teraz już nie było odwrotu, chyba, że Lucyfer nie przyjmie zakładu.
-Skoro wy diabły
uważacie, że potraficie kochać równie mocno co pożądać, my chcemy abyście do
udowodnili. Jutro z samego rana Seweryn uda się na ziemie i zostanie tam 3
miesiące, podczas których rozkocha w sobie kobietę ze wzajemnością. Tylko, że
ta miłość ma być tak prawdziwa, żeby dana kobieta z własnej woli przyszła za
nim do piekła i spędziła w nim wieczność. Jeśli on będzie darzyć jaką taką samą
prawdziwą miłością, wieczność z nią u swoim boku nie będzie mu przeszkadzać, co
będzie naszym dowodem, że jego uczucia są prawdziwe. Jeśli mu się to nie uda,
mu wygramy, a wtedy wy oddacie nam piekło, a jeśli wy wygracie my oddamy wam
niebo. Zakład będzie trwał przez..dajmy na to pierwsze milion lat odkąd kobieta
zjawi się w piekle , nasza wygrana ukarze się dopiero kiedy Seweryn odjedzie od
dziewczyny przed upłynięciem wyznaczonego czasu. Jeśli tego nie zrobi wy
wygracie, ale będzie musiał z nią zostać przez całą wieczność, bo inaczej
unieważni nasz zakład wtedy wy oddacie nam nasze niebo i wasze piekło. To jak umowa stoi?- uśmiechnięty Armait wyciągnął
rękę.
Seweryn cały zbladł, on nie potrafił
kochać, a teraz od niego miało zależeć istnienie piekła. Błagał w duchu, aby
Lucyfer nie zgodził się na ten zakład. Jednak znał diabły wystarczająco dobrze
aby wiedzieć, że nie odrzucały wyznaczonych im wyzwań.
-Będziecie w
stanie poświęcić jedno istnienie w imię zakładu? Przecież to jest karygodne z
waszej strony.
-Anioły
kochają, są miłosierne, ale mają też te złe strony i teraz macie dowód. Teraz
my oczekujemy dowodu na wasz dobrą stronę.
-Armait,
wiesz co robisz?- Gabriel pociągnął go za rękaw
-Nie martw
się bracie.
Naokoło rozniósł się odgłos szeptów
i niedowierzania. Niektórzy ludzie przekrzykiwali się chcąc dotrzeć do uszu
Lucyfera, a ten tylko tępo wpatrywał się w dłoń Armait’a. Seweryn prawie
słyszał jego myśli. Wiedział, że wiele ryzykuje i mógł wiele stracić, albo
wiele zyskać. Z jednej strony żałował,
że przywiózł tutaj Seweryna i , że kazał mu wstać. Lecz nie mógł sobie
odpuścić, wykazałaby się wtedy tchórzostwem.
-Sewerynie,
ufam ci- spojrzał się poważnie na przyjaciela po czym błyskawicznie ujął rękę
Armait’a- Przyjmuję wyzwanie.
W oddali rozległy się krzyki , a
diabły rzuciły się na anioły i naokoło stworzyła się burza bijatyk .Lecz Seweryn
był na to wszystko głuchy spojrzał się przed siebie nieobecnym wzrokiem, a
wszystkie odgłosy dobiegały go jakby ze wnętrza studni. Poczuł jak Lucyfer łapie go za ramie i
wyprowadza z Forum.
Ciesze się, że opowiadania będą pojawiać się regularnie po tak długiej przerwie. Opowiadanie całkiem niezłe, ale muszę się do niego jeszcze przekonać.Bardzo żałuję, że nie będziesz kończyć poprzedniego opowiadania bo było naprawdę świetne. Mam nadzieję, że w tym tak samo się zakocham ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nowych. :) / werkasz
OdpowiedzUsuńProlog bardzo interesujący, intryguje , zachęca do dalszego czytania i duże zaskoczenie (jak dla mnie) - długi jednak to tylko jego plus, szkoda ,że nie skończysz ostatniego opowiadania ale rozumiem że chcesz zacząć od początku.
OdpowiedzUsuńZyskałaś nową fankę ! z niecierpliwością czekam na rozdział 1 ;)